668 145 480 info@jacekjagusiak.pl

Dziś, zarówno na jednej z grup branży SEO na Facebooku jak i na PiO zrobiło się głośno o nowym certyfikacie, który możecie otrzymać za jedyne 290zł, chyba że w branży siedzicie dłużej to przejdziecie na wyższy poziom wtajemniczenia za 390zł – nie martwcie się, dziecko poczeka kolejny miesiąc na nową zabawkę, a Wy za te niewielkie pieniądze możecie załatwić sobie kolejny papierek na Wasze ściany w biurach, który jak twierdzą organizatorzy przyniesie Wam wymierne korzyści. Brzmi jak reklama kolejnego serka w Biedronce?

Sprzedam Wam kwadratowy rower

Czytamy pierwszą stronę i mamy na zachętę tłumaczenie „po co nam tak naprawdę są certyfikaty SEO”?

Dla wyzwania? Dla marki? Rozumiem, że według organizatorów ich egzamin stanowi wyzwanie? Jednak pominę to i zastanawia mnie to w jaki sposób ów certyfikat zbuduję moją markę? Rozumiem, że to kawałek papieru stworzy z każdego uczestnika specjalistę? Powiesimy sobie go na biurkiem, a kolejni zachwyceni i oślepieni pięknym certyfikatem klienci zaczną walić do nas drzwiami i oknami?

Kurde, od razu przypominają mi się te wszystkie znaczki rzetelnych i śmiesznych firm, za który płacimy roczny haracz i możemy świecić nim sobie na stronie, aby uwiarygodnić sens naszego istnienia w sieci. Nic nie świadomy klient uwierzy w taką durnotę czy może jednak będzie polegał na doświadczeniu i opiniach o danej firmie? W dobie zmian algorytmów Google, gdzie klient przeskakuje z agencji do agencji bo nie widzi efektów na pewno przy wyborze kolejnej pokierują go liczne certyfikaty. Wątpię, obecnie biznes kręci się w dużej mierze na rekomendacjach, nic nie znaczą szkolenia, kawałki papierków potwierdzających nasze kompetencje jeśli klient nie ma potwierdzenia takowych w realnych wynikach, w opinii zaprzyjaźnionej firmy korzystającej z danej agencji.

Ile razy przychodził do Was klient z płaczem, że poprzednia agencja SEO nic nie robiła, a na wiadomość o filtrze proponowała zmianę domeny, setki przekierowań i na nowej domence przyparzała takimi samymi spamowymi linkami co na poprzedniej. Całkiem niedawno temu miałem podobną sytuację, klient z racji podpisanej wcześniejszej umowy o poufności nie mógł mi powiedzieć co i jaka agencja robiła przy jego stronce. Nie wnikałem, ale podobno umowa nakazywała mu 5-letnie milczenie, ale jaki problem po zapleczach dojść do źródła?
No i proszę, wchodzę, wielka agencja do SEłO koło pupy klienta robiła, w sekcji klienci ponad 50 firm jak i masa fajnych i kolorowych certyfikatów ze szkoleń i innych pier..eń. Rzeczywiście potwierdzało to jakość ich usług, choć każdy pozycjoner w pewnym okresie swojej kariery robił rzeczy, które dopiero po obecnych aktualizacjach wychodzą mu bokiem, ale chyba liczy się to, aby uczyć się na własnych błędach?

Dobra, ale powróćmy do magicznego certyfikatu CEC bo widzę, że za daleko odbiegam od tematu. W drugim boksie widzę magiczny napis i tu cytat:

„jest wiarygodnym świadectwem Twoich umiejętności w dziedzinie pozycjonowania i optymalizacji stron”

I znowu się nasuwa pytanie, a co uwiarygodni umiejętności firmy organizującej egzamin? Pewnie mają szklaną kulę i wiedzą co obecni i w przyszłości zadecyduje o byciu SEOcem. Wszystko się zmienia w Google jak w kalejdoskopie, raz metoda optymalizacji A jest dobra, a za miesiąc okazuje się już niezgodna z wskazówkami dla webmasterów. Z drugiej strony czy to optymalizacja czy samo pozycjonowanie to tylko zbiór pewnych teorii, które są lub nie są poparte wiarygodnymi testami i każdy człowiek z branży wie o tym, iż nic w tym przypadku nie jest w 100% pewne. Jeśli już ktoś miałby wystawiać certyfikaty to Google, oni znają swoją wyszukiwarkę, wiedzą na pewno jakimi prawami się rządzi, co wpływa pozytywnie, a co negatywnie – posiadają realną wiedzę opartą o fakty, a nie na teoriach, które zmieniają się niekiedy z dnia na dzień.

Kolejnym argumentem jest to, że Certyfikat CEC podniesie nasze kwalifikacje, wpłynie na zarobki i zatrudnienie. Jednak czy bez praktyki, realnych efektów wykorzystania nabytej wiedzy przykładowo lekarz może podjąć się operacji na otwartym sercu? Do tego potrzebne są lata praktyki, a w branży SEO umiejętności analityczne i co najważniejsze, przyznawanie się do błędów i uczenie się na własnych wpadkach, wyciąganie wniosków etc.

Wyobraźmy sobie sytuację, gdzie na rozmowę kwalifikacyjną przychodzi Janina Kowalska z Bzinek dolnych…

– Dzień dobry
….
….

– Co Pani wie o SEO?
– To takie działania, które się podejmuje, aby być wyżej w wynikach.
– Ale można dokładniej?
– No mam certyfikat srec, cec i piec…

Zatrudnicie ją? Przecież wykazała się realnymi kwalifikacjami świecąc przed Wami certyfikatem z obierania ziemniaków Idaho i ma z tego Level Master.

Normalnie tylko frytki smażyć…

Byliście kiedyś na studiach?

Większość z Was na pewno i na pewno był tam przedmiot, który mało co Was interesował i chcieliście go po prostu zaliczyć. Górowała i guruje po czasy obecne w takich sytuacjach metoda ZZZ – zdać, zakuć i zapomnieć. Otwierając kolejne kursu SEO można na blachę wykuć wszystko i prześlizgnąć się przez dowolny egzamin jeśli ktoś oprócz zakuwania jeszcze nieco pomyśli przy wypełnianiu testów. Dołożyć można jeszcze procent szczęścia i mamy upragniony certyfikat.

Teraz puszczamy takiego „budowlańca”, który wie że budynek się stawia od fundamentów po strop, aby postawił największy wieżowiec w mieście. Zdał architekturę na 3 po wielkiej popijawie i wie jak to się robi, a może słyszał, że w którymś kościele dzwoniło. Jak budynek runie to wtedy i ogłuchnie i oniemieje.

I co mu po tej wiedzy? Po tytule magistra? Kasę wziął, postawił i się zawaliło, ale oczywiście nie z jego winy… To oni…

Osobiście nie zapłaciłbym więcej dla kogoś kto ma nawet 200 certyfikatów póki nie wykaże, że to co na każdym z nich jest napisane to prawda, że wiedzę posiada i potrafi z niej korzystać, ale co najważniejsze, dostanie więcej jeśli pokaże że samodzielnie potrafi myśleć i nie wszystko co wydaje się z góry czarne jest takie, ale zawsze w tej czerni jest biały punkcik, przez który potrafi zaglądać i widzieć to czego inni nie dostrzegają.

Poza tym w dużej mierze liczy się osobowość, jeśli z góry widać, że człowiek i jego charakter nie pasuje do reszty zespołu to go nie zatrudniamy i tyle, choćby nawet był byłym pracownikiem Google czy innej korpozdzi..y.

Ostatnią sprawą, która przykuła moją uwagę to zakres egzaminu, zapewne organizatorzy do perfekcji znają algorytmy Google? A może pytania są tworzone na styl nowej matury z języka polskiego, czyli traf w to co pomyślał autor? Głęboko wierze w posiadaną wiedzę przez organizatorów egzaminu i pomysł super, ale czy naprawdę mają jakiekolwiek kompetencję, aby na bazie wiedzy, gdybań i teorii oceniać wiedzę innych, gdzie jak dobrze wiemy ile SEOwców tyle różnych opinii na dany temat?

Podsumowując pomysł dobry, ale według mnie nikt obecnie poza samymi twórcami algorytmów Google i samej wyszukiwarki nie ma wystarczających kompetencji, aby wystawiać tak ogólne certyfikaty. Równie dobrze spółka A może wydrukować spółce B podobny certyfikat i będzie on tyle samo znaczył dla potencjalnych klientów co CEC biorąc pod uwagę świadomość polskiego biznesu na temat SEO. Ktoś kto siedzi w branży może uznać to za wartościowy dodatek do firmy, ale jeśli klienci znaliby się tak samo na SEO, na wszystkich agencjach co mają i nie mają wiedzy na ten temat, to nie przychodzili by do Was i nie płaciliby za Wasze usługi.

Ojojoj ile certyfikatów

Nazwa fajna, certyfikat – hmm fajny pomysł na dodatkową kasę, ale te 300zł możecie wydać na wydrukowanie certyfikatów z firm wydmuszek i 90% klientów nie zapyta o to „a co to za firma wystawiła?” tylko rozewrze ze zdziwienia japę i albo podpisze albo i nie z Wami umowę.

I zapomniałbym, dla wszystkich co potrzebują potwierdzić swoją wiedzę za ciężko zarobione pieniądze podaje link: https://www.cecinseo.org/ – zaskoczcie klientów nowym papierkiem ;p

Rate this post
Rate this post